sobota, 11 października 2014

Chapter 4

-Co tak w ogóle mam na siebie włożyć, hm? - zapytała Jessica grzebiąc w zapakowanej walizce. Wszystkie wypakowane ubrania zostały niestarannie rzucane na jej łóżko, to na podłogę, co powodowało jeszcze więcej bałaganu.
-Ciuchy – zaśmiałam się wchodząc do jej pokoju z zimną puszką pepsi.
Popatrzyła na mnie spode łba.
-Nie strój się kochanie, włóż pierwsze lepsze rzeczy, tak jak ja to zrobię – odbiłam się od framugi drzwi i usiadłam na podłodze obok wszystkich rozwalonych rzeczy.
-Muszę wybrać coś ciekawszego, nawet nie wiem jak wygląda nasz sąsiad, a ty twierdzisz, że mi się może spodobać, więc trzeba się postarać, siostra – rzuciła we mnie jedną z koszulek.
Zdjęłam ją z ciała i odrzuciłam na bok.
-Ubiorę to! - wykrzyczała po chwili, kiedy wyciągnęła chyba tę prawidłową kreację.
Trzymała w rękach krótką, zieloną koszulkę, sięgającą do połowy brzucha.
Na jej kolanach zaś leżały długie, czarne spodnie z wyciętymi poszczególnie dziurami.
-To ja skoczę po coś dla siebie – oznajmiłam po czym podniosłam się z podłogi i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Co nie podobało mi się w tym pokoju?
Był mniejszy niż pozostałe a jestem w nim tylko przez wczorajszy incydent. Może wyjaśnię to z sąsiadem i będę mogła wrócić znów do wcześniejszego pomieszczenia, który był bez porównania lepszy.
Usiadłam na łóżku i otworzyłam swoją walizkę szukając czegoś sensownego.
Czegoś co nie trzeba będzie prasować.
Bo o żelazko jesteśmy wraz z Jess do tyłu.
Wyciągnęłam starannie ułożoną niebieską koszulę i krótkie, białe spodenki. Do tego dobrałam niebieskie sandałki.
Razem w sumie nie wyglądało to źle, więc szybko się w to przebrałam i gotowa poszłam do pokoju Jess, która zapinała właśnie swoje zielone buty na koturnie.
-Gotowa? - zapytałam. Dziewczyna podskoczyła wystraszona. Najwyraźniej nie słyszała jak wchodzę.
-Która godzina?
-9:05 – odparłam
-Jesteśmy spóźnione! - krzyknęła starając się szybciej poradzić sobie z butami.
-A przestań – uspokoiłam ją – Jak kocha to poczeka – uśmiechnęłam się w jej stronę.
-Dobra, choć! - wstała szybko z łóżka i pognała w moją stronę chwytając mnie za rękę.
-Cholernie ci zależy na tym spotkaniu – rzuciłam zatrzymując się
Jessica nawet nie wiedziała jak nasz sąsiad ma na imię – ja sama nie miałam pewności – ani nawet nie wiedziała jak wygląda nasz nieznajomy, ale strasznie zależało jej na tej nowej znajomości. Gdyby nie to moje gadanie w którym mówiłam jej, że spodobałby jej się, nie byłaby teraz taka zabiegana i wystrojona. Ale rozumiem to, że chce miło zacząć nowe znajomości w nowym miejscu.
Mnie niestety się nie udało wywrzeć najlepszego wrażenia, ale może ten cały Henry nie jest taki zły. Może będę mogła się z nim dogadać i zapomnieć o tym co było wcześniej.

Obie wyszłyśmy z mieszkania. Przekręciłam ostatecznie klucze w zamku i ruszyłyśmy do sąsiednich drzwi. Dosłownie kilka kroków dalej stanęłyśmy przed ciemno szarymi drzwiami.
Zapukałam delikatnie w środek.
Po chwili drzwi otworzył nam wysoki brunet uśmiechając się szeroko patrzył to na mnie to na Jessicę. Miał na sobie ciemne dżinsy i czarną koszulkę, spod której wystawało wiele przeróżnych tatuaży. Uwielbiałam tatuaże. Sama miałam ich kilka, ale w miejscach w których nikt ich nie widzi. Jeden z nich przedstawia papierowy samolocik. Mieści się powyżej mojej kobiecości, zaraz po prawej stronie. Nie wiedzą o nim nawet moi rodzice. Tylko ja i Jessica.
Drugi jest ukryty bacznie pod stanikiem zaraz obok lewej piesi. Napis 'I will wait', który znaczy 'Będę czekać' mieści się pod prawą piersią.

-Jestem Harry – podał jej rękę którą ta jak zahipnotyzowana uścisnęła.
-Harry – szepnęłam cichutko, tak, że tylko ja to usłyszałam. Cały czas nie miałam pewności co do jego imienia, ale byłam jednak przekonana, że brzmi ono 'Henry'.
Cholera.
-Tak, wiem. Przedstawialiśmy się sobie dziś rano – wypaliła Jess.
Uśmiechnęłam się pod nosem patrząc na zadowolona przyjaciółkę.
-Wypadło mi z głowy. Przepraszam... Jessico – odparł elegancko próbując ukryć zawahanie co do imienia dziewczyny. - My również się poznaliśmy, Samantho – posłał mi uśmiech - Wejdźcie proszę do środka – zaprosił nas gestem ręki.
Jego ton wydawał mi się zbyt elegancki co nie było podobne do osoby stojącej właśnie przede mną. On sam - poważny, nie taki jak tutejszy przechodzień w wieku młodzieńczym. Zdziwiło mnie to, a jednak równocześnie zachwyciło.
Weszłyśmy do małego apartamentu. Przy ciągnącym się małym korytarzyku przywitała nas mała, skromna kuchnia. Śnieżnobiałe szafki i szuflady lśniły czystością a na blatach nie było ani jednego okruszka chleba.
Przed znakomicie zadbaną kuchnią skręciłyśmy do jasnego salonu. Duży telewizor plazmowy wiszący na jednej ze ścian przykuł naszą uwagę. Zaraz potem napotkałyśmy się na szeroką kanapę, nieco mniejszy stolik oraz dwa fotele pokryte białą skórą. Na stoliku był mały obrus który zaczynał się i kończył na blacie stolika. Na nim dwie wydłużone, złote, zapalone wcześniej świeczki, które dawały nieco więcej blasku salonowi.
Harry szedł za nami kierując nas na kanapę prosząc o to abyśmy usiadły. Gdy tak też postąpiłyśmy zniknął w kuchni a my – nie czując się komfortowo – popatrzyłyśmy się na siebie z uśmiechem.
-To ten chłopak o którym mówiłam ci rano. - szepnęła do mnie
-Domyśliłam się słysząc te rozmowę

Po kilku chwilach gospodarz wrócił do nas i położył na stoliku cztery talerze. Jeden przy mnie, drugi przy Jess, trzeci przy jednym z foteli, a czwarty przy drugim z nich.
Jessica lekko kopnęła moją nogę.
Dziwne.
Harry nie wspominał o czwartym gościu.
-Moja siostrzenica zostaje dziś u mnie na noc – zwrócił się do nas lekko zmieszany – Nie wspominałem o niej bo dopiero godzinę temu zadzwoniła do mnie siostra z zapytaniem czy nie zaopiekuję się nią. Zgodziłem się więc. Jest to jakąś przeszkodą w naszym dzisiejszym spotkaniu? - zapytał.
Wraz z przyjaciółką znów popatrzyłyśmy na siebie. Kiedy już miałam odpowiadać, że nie ma to wpływu na nasze spotkanie, Harry dodał:
-Nazywa się Vanessa. Ma niecałe 3 latka. Jest naprawdę spokojnym dzieckiem. Czasem tylko lubi dużo gadać. – uśmiechnął się siadając na jednym z foteli. Zaraz jednak wstał i chwycił do ręki dzbanuszek z sokiem pomarańczowym stojącym na stoliku przed nami.
-Sok pomarańczowy czy życzycie sobie coś innego? - zapytał spoglądając najpierw na mnie, potem na Jessicę.
-Ja proszę sok – odparła Jess uśmiechając się szeroko
-Ja również – dodałam
Uzupełnił nasze szklanki sokiem, do swojej również go nalał i odłożył dzbanek na miejsce.
-Dziękuję – powiedziała Jessica. Harry posłał jej słaby uśmiech. Nie chciałam po raz kolejny mówić 'ja również' więc korzystając z okazji w której chłopak popatrzył na mnie, podziękowałam mu uśmiechem. Jego oczy lekko zalśniły w dosyć jasnym świetle salonu.
Jego śnieżnobiały uśmiech doskonale kontrastował ze lśniącymi zielonymi oczami.
Można było zatracić się w tym blasku.

Nagle poczułam, że potrzebuję skorzystać z toalety jednak krępującą rzeczą było dla mnie spytanie o skorzystanie z niej. Nabierając tlenu w piersi przerwałam nieco niezręczną ciszę pomiędzy nami.
-Em, Harry? - zawahałam się – Mogłabym skorzystać z toalety?
Nie zastanawiając się, klepnął dłońmi o swoje uda i wstał z fotela.
-Pewnie – posłał mi słodki uśmiech – Chodź, pokażę ci drogę.
Wyciągnął prawą rękę w moją stronę i sunął nią prosząc bym poszła z przodu. Zrobiłam tak jak chciał czując pewne wątpliwości, ale byłam pewna, że to zły znak więc rozwiałam je szybko wychodząc naprzód.
Wyszliśmy z salonu, przeszliśmy obok kuchni i korytarzyka który prowadził do frontowych drzwi. Minęliśmy jeden pokój obok którego mieściła się toaleta. Harry otworzył mi drzwi i machnął ręką dając znak bym weszła.
-Dziękuję – rzuciłam krótkie spojrzenie w jego kierunku po czym weszłam do pomieszczenia.
-Dla ciebie wszystko – usłyszałam jego cichy głos zanim jeszcze zamknęłam drzwi.
Nie korzystałam z toalety póki nie usłyszałam cichych głosów Jess i Harry'ego. Miałam wtedy pewność, że nie ma go w pobliżu. Nie czułabym się wtedy komfortowo. Nie licząc mojej obecności w tym mieszkaniu w którym również nie czułam się zwyczajnie.
Załatwiłam potrzebę i puściłam wodę w umywalce. Substancja z dosyć głośnym szumem skapywała mi na dłonie. Wytarłam je w najbliższy ręcznik elegancko powieszony na białym wieszaczku. Był mokry. Zapewne należał do wycierania mokrego Harry'ego wychodzącego z prysznica. Wzdrygnęłam się na myśl o tym, że chłopak mógł przed spotkaniem wycierać w niego swojego penisa.
Samantha!
Przestań!
Skup się!
Bez specjalnego powodu powąchałam dłonie ale nie wyczułam w nich nic dziwnego.
Otworzyłam drzwi i wyszłam z powrotem w stronę salonu. Przechodziłam powoli obok korytarzyka z drzwiami wyjściowymi. Były w połowie otwarte. Harry stał tyłem. Przed drzwiami. Wraz z młodą dziewczyną w jasnych, lekko podkręconych włosach w dole. Widziałam jednak tylko prawą stronę jej ciała gdyż Harry swoją sylwetką zasłaniał mi resztę. Obok niej stała mały dziewczynka w długich blond włosach. Siostrzenica Harry'ego. Starsza dziewczyna była jego siostrą.
Dziewczyna zauważyła mnie a ja spostrzegłam, że stoję w miejscu przyglądając się im.
Harry przesunął się w bok tak, że już jej nie widziałam. Nie obrócił się. Spuściłam wzrok i ruszyłam do salonu.
Usiadłam z powrotem na kanapie tuż obok Jess.
-Przyszła siostra Harry'ego i jej córka – powiedziałam do przyjaciółki
-Domyśliłam się, zaraz jak zniknęłaś ktoś zapukał do drzwi i Harry poszedł otworzyć. Długo już rozmawiają – odparła chwytając szklankę z sokiem.

-Dzień dobly – usłyszałam wesoły ton dziewczynki, który zaskoczył nas wyskakując z korytarzyka. Była małą blondyneczką z pięknymi, zielonymi tęczówkami. Jej długie włosy spływały kaskadami po malutkim ciele. Stanęła przed nami odziana w modne dżinsy, koszulkę z W.I.T.C.H i śnieżnobiałe balerink. Miała na sobie mały, różowy plecak, który zrzuciła od razu z pleców i położyła na niskiej komodzie pod telewizorem.
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się do niej.
Okrążyła biegiem stół i podbiegła do mnie wyciągając małą rączkę.
-Jestem Vanessa – powiedziała do mnie z dużym naciskiem na dziecięce „F”. Powiedziała słodkim głosem 'Faneśa”
-Sam – chwyciłam jej malutką dłoń i potrząsnęłam nią.
-Śam – powtórzyła dziecięcym głosem
Minęła mnie i podeszła do przyjaciółki. To niesamowite. Mała Vanessa była chyba najlepiej wychowanym dzieckiem. Jej mama musiała od narodzin uczyć ją dobrych manier. Odwaliła zatem wspaniałą robotę.
-Faneśa
-Jessica – odparła powtarzając mój gest
-Dźesika
W tym samym momencie do salonu wszedł Harry.
Uśmiechnął się kiedy zobaczył małą dziewczynkę ściskającą rękę Jess.
-Zgaduję, że już się przedstawiła – podszedł do dziewczynki i wziął ją na ręce.
-Chodź do wujka, kochanie – pocałował ją w policzek -Życzysz sobie soczek pomarańczowy czy moja mała księżniczka ma ochotę na coś specjalnego? - połaskotał ją w brzuszek a ta natychmiast zachichotała.
Ten Harry – z tatuażami na ciele, piercingiem i negatywnymi opiniami – właśnie stoi przede mną z małą dziewczynką na rękach, łaskocząc ją i całując po policzkach. Tym samym wyklucza wszystkie złe słowa, którymi inni go obdarzają. Jest taki kochany w stosunku do córki swojej siostry. Miły i elegancki dla mnie i mojej przyjaciółki.
Zdecydowanie jest on pozytywnym człowiekiem i wywarł na mnie takie wrażenie. Teraz zastanawiam się jednak dlaczego Kylie i Jack mówili takie złe rzeczy o nim. W sumie sama przez moment przekonałam się jaki jest. Te spotkanie w windzie nie było przyjemne.
Zaprosił mnie tutaj, żeby mnie przeprosić za nie, ale jestem przekonana, że tego nie zrobi. Nie jesteśmy tutaj sami, choć tak naprawdę chciałabym abyśmy byli. Chcę dowiedzieć się co ma mi do powiedzenia. Jest z nami Jessica i mała Vanessa więc nie poruszymy tego tematu przy nich.

Chłopak postawił Van na jednym z foteli i wlał do jej szklanki sok pomarańczowy o który wcześniej poprosiła.

Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Czułam się komfortowo w tym towarzystwie przekonując samą siebie, że wszystko jest w najmniejszym stopniu wspaniałe.
Harry przygotował dla naszej czwórki niesamowitą kolację. Skosztowaliśmy tutejszych przysmaków. Po spędzonej godzinie z chłopakiem nie miałam żadnych zahamowań do zadawanych przeze mnie pytań więc bez zastanawiania się wypalałam je co chwile.
Chłopak opowiadał nam kawały i zabawnie porozumiewał się z małą Vanessą.
Dziewczynka zrobiła się śpiąca toteż Harry położył ją spać.
Opowiedziałyśmy o sobie. O tym, że przyjechałyśmy z Londynu i znalazłyśmy pracę w 'Look', co Harry skwitował szerokim uśmiechem, niezrozumianym przez nas. On też pochodzi z Londynu. Od razu zaświeciła mi się lampka! Wiedziałam, że ten lekki brytyjski akcent nie wprowadzał mnie w błąd. Opowiedział nam o swoim życiu. Powiedział, że jego ojciec umarł 3 lat temu a z matką nie utrzymuje kontaktu. Rozmawia tylko ze swoją siostrą i to ona oraz Van są jego jedyną rodziną.

-Musicie wybaczyć, ale chyba będę musiała już się zbierać. Obiecałam siostrze, że dam jej znać co u mnie więc chyba będę szła – powiedziała Jessica podnosząc się z kanapy – Sam, zostań. Nie musisz iść ze mną – dodała kiedy zauważyła, że w zamiarze również chciałam podnieść się z kanapy.
-Mówiłyście, że jesteście z Londynu. Twoja siostra pewnie śpi. Jest 11 wieczór. W Londynie jest 4 rano – uśmiechnął się wstając z fotela.
-Moja siostra mieszka w Waszyngtonie. Mamy tę samą strefę czasową. - wytłumaczyła
-Rozumiem – uśmiechnął się – Samantho, ty również wybierasz się z powrotem? Bardzo chciałbym z tobą jeszcze porozmawiać – zwrócił się do mnie. Jego prawy kącik ust uniósł się lekko ku górze.
Chciałam wcześniej z nim o wszystkim porozmawiać więc chyba zostanę jeszcze chwilkę – pomyślałam.
-Mogę jeszcze chwilkę posiedzieć – uśmiechnęłam się niepewnie
-Znakomicie – ukazał mi szereg śnieżnobiałych zębów.
-To ja lecę – Jess pocałowała mnie w policzek i uścisnęła dłoń Harry'ego po czym wyszła z mieszkania.

Moje serce natychmiast przyspieszyło.

_________________________________________________________________________________

kolejny rozdział będę dopiero pisać, więc troszkę może mi to zająć bo muszę pogodzić pisanie, naukę i przyszłe występy.
napewno nad wstawieniem nexta będę zastanawiać się dopiero kiedy zobaczę pod tym rozdziałem 25+ komentarzy. Proszę was jeszcze o rozpowszechnianie tego bloga, jeśli chcecie go wgl polecić. Jeśli czytaliscie moje tłumaczenie '27 tattoos' - chce poinformować, że ten fanfiction będzie w takim charakterze pisany :) 
Dziękuje za poświecony czas - Joan

piątek, 12 września 2014

Chapter 3


-O cholera, fajna sukienka – zagarnęła Jessica podchodząc do jednej z sukni wieczorowych. Wzięła ubranie do ręki i bez niczego weszła do przebieralni. 
W tym czasie ja przeglądałam resztę ciuchów zwisających na wieszakach. Wszystkie rzeczy były piękne. Począwszy od krótkich spodenek po długie T-shirty. Wszystko jednak musiało mieć swoje granice bo ani ja ani Jessica nie jesteśmy najbogatsze w tym mieście. Co prawda na start mamy przygotowane trochę kasy, ale mimo wszystko musimy oszczędzać aż do pierwszej wypłaty.
Nie mam pojęcia ile wizażystki zarabiają w Toronto ale mam nadzieję, że więcej niż te w Anglii.
-Mogę w czymś pomóc? - podszedł do mnie mężczyzna przed 30 jak sądzę. Miał śnieżnobiały uśmiech, dłużej przycięte brązowe włosy i niebieskie oczy. Był atrakcyjny. Przystojny pracownik jednego ze sklepów we wschodniej części Toronto.
-Nie dziękuję, tak tylko się rozglądam – odparłam mu posyłając nieśmiały uśmiech.
-W razie pomocy proszę wzywać – uśmiechnął się ponownie a ja odprawiłam go wzrokiem aż do stojącej przy wyjściu kasy do której się udał. Stanął za nią i założył ręce w krzyż za plecami. Po chwili spojrzał na mnie a ja speszona odwróciłam wzrok i kontynuowałam przewracanie na wieszakach świetnych ubrań.
-Samantha? - usłyszałam po chwili głos przyjaciółki.
Podeszłam do jednej z przebieralni w której była dziewczyna i odsunęłam kurtynę.
-Jestem – odparłam w końcu
-Jak wyglądam?

Jessica stała przede mną w krótkiej czerwonej sukni na jedno ramię na którym widniała piękna koronka. 
-Jest piękna, ale nie wiem czy będzie ci teraz potrzebna. Nie wybieramy się na razie na czerwone dywany – zaśmiałam się mierząc dziewczynę od góry do dołu po raz kolejny.
-Oh no wiem, ale jest świetna. Kiedyś może wybierzemy się w tamte strony, a tego cuda już może nie być. A tak czy inaczej nie jest droga – westchnęła szukając dłonią metki.
$78. W sumie oceniając te suknię wyceniłabym ją na więcej.
-Jak uważasz – odparłam – Dobra, idę. Poszukam coś dla siebie – dodałam dyskretnie odchylając kurtynę przymierzalni i wyszłam z pomieszczenia w poszukiwaniach choćby jakiejś zwiewnej sukienki na lato.

Przechodziłam pomiędzy regałami aż w końcu doszłam do tego z pięknymi zwiewnymi kieckami. Znów przebierałam w wieszakach po to aby znaleźć jedno, wielkie nic. Odwróciłam się zmartwiona na pięcie i idąc prosto przed siebie zauważyłam mojego sąsiada.
Henry.
Chyba.
Odwróciłam się twarzą do półek, wyciągnęłam z nich jedną długą, byle jaką suknię sięgającą po same kostki i zakryłam się nią pędząc szybko w stronę przymierzalni.
-Samantha – usłyszałam swoje imię wypowiedzone z pełną gracją i powagą.
Cholera.
Zauważył mnie
Udałam jednak, że nie słyszę jego głosu i kontynuowałam drogę kiedy to ujrzałam wysoką posturę obok mnie. Chłopak złapał mnie lekko za ramię i naparł na nie swoim kciukiem czekając aż się odsłonię.
Dałam za wygraną. Obniżyłam suknię i popatrzyłam w górę na uśmiechniętego chłopca. Wzrokiem powędrowałam po całej długości jego ciała. Miał na sobie elegancki, czarny garnitur i niebieski krawat podwiązany pod szyją. Wykończeniem były lśniące, czarne buty i teczka mieszcząca się w jego lewej dłoni.
Biznesmen?
-Mam rozumieć, że się przede mną chowasz, tak? - zapytał zabierając ze mnie swoją dłoń
-Nic nie masz przez to rozumieć. Przepraszam cię, spieszę się – odwróciłam się od chłopaka w zamiarze szybkiego dotarcia do przebieralni. Jess – jak na złość – nie było w tej części sklepu.
Brunet złapał mnie za dłoń i przyciągnął do siebie lecz jak od razu odsunęłam się od jego ciała.
-Masz zamiar to przymierzyć? - spojrzał na suknię, którą trzymałam zgiętą w pół owiniętą na ręce.
-Może tak, może nie. Nie twój interes – popatrzyłam na niego chłodno.
-Preferuję coś dużo krótszego patrząc na twoje długie, piękne nogi. - spojrzał na mnie z determinacją mrugając lekko prawym okiem.
Prychnęłam pod nosem.
-Ale omijając partie twojego ciała. Chciałabym cię zapytać czy przyjęłaś już moją ofertę? Moją propozycję. Tak bym to ujął – podrapał się po policzku
-Chodzi o to? - wyciągnęłam karteczkę z tylnej części moich szortów pokazując ją chłopakowi. -Podjęłam decyzję. Nie przyjdę do ciebie czekając na „wynagrodzenie” z twojej strony. - uśmiechnęłam się sarkastycznie
-Nie wiem jakiego człowieka we mnie widzisz, ale mimo wszystko wiedz, że się mylisz. Jesteś moją nową sąsiadką, chciałbym cię poznać. Jeśli się mnie boisz to przestań – jego ton głosu diametrycznie się zmienił. Ucichł.
Przez sekundę pomyślałam, że nie jest taki jakiego opisywali mi Jack i Kylie. Ten chłopak jest elegancki i zadbany. Nie wygląda na typowego żigolo.
-Nie tylko ja jestem twoją nową sąsiadką. Wprowadziłam się z przyjaciółką.
-Więc przyjdź z nią – zaproponował
Odwróciłam głowę w poszukiwaniach Jess, ale nadal nigdzie jej nie było.
-Porozmawiam z nią. Albo zjawimy się o 9 tak jak pisałeś, albo nie będzie nas tam w ogóle.
-Stoi. Więc na razie – po raz kolejny mrugnął prawym okiem i po prostu odwrócił się wychodząc ze sklepu.
Po co w ogóle tutaj przyszedł? Wszedł do sklepu i po przypadkowej rozmowie ze mną z niego wyszedł.
Po chwili zaczęłam więc znów szukać mojej przyjaciółki pomiędzy półkami i wieszakami. Znalazłam ją dopiero przy kasie. Odbierała właśnie zakupione rzeczy. Podeszłam więc do niej i stanęłam obok.
-Tutaj jesteś! Szukałam cię cały czas! - powiedziałam krzywiąc się lekko.
-Przymierzyłam kilka rzeczy i kupiłam... - zaczęła szukać czegoś w dużej, niebieskiej torbie. - Tadaam – wyciągnęła krótką czerwoną suknię. Te samą, którą przymierzała wcześniej.
-Jednak ją kupiłaś? Nie chcę nic mówić, ale naprawdę nigdzie ci się ona nie sprzyda. Przyjechałyśmy do pracy. Nie po to by imprezować. - przypomniałam jej chwytając ją pod ramię i ciągnąc ze sobą do wyjścia ze sklepu.
-Jest piękna – powiedziała ze smutnym wyrazem twarzy, chowając materiał z powrotem do torby.
-Owszem jest
-No widzisz – uśmiechnęła się
-Gdzie teraz? - zapytałam po chwili
-Na razie pójdźmy coś zjeść a potem polecimy popatrzeć na jakieś rzeczy dla ciebie – zaproponowała po czym ja zaakceptowałam to szerokim uśmiechem.

~~~
-Kiedy ty się przebierałaś, spotkałam w sklepie naszego nachalnego sąsiada – zaczęłam wychodząc z Jessicą z galerii.
-Tego, który nie dawał ci spać?
-Dokładnie – odparłam – Więc... Mówiłam ci o tym co stało się w windzie dzisiejszego dnia?
Kiwnęła głową twierdząco.
-Jak zeszłam później na dół, czekając na ciebie przed blokiem, wyciągnęłam ten liścik, który był wciśnięty w naszą skrzynkę pocztową. - pokazałam przyjaciółce zgniecioną nieco kartkę. Ta przeleciała po niej wzrokiem i zamilkła oniemiała oddając mi ją.
-Cholera jasna – po chwili uśmiechnęła się szeroko. -Leci na ciebie. Nie bez powodu chce cię przeprosić. Zapewne wpadłaś mu w oko – klepnęła lekko moje ramię.
-W każdym razie, w sklepie zapytał mnie czy już coś zdecydowałam i czy przyjdę do niego. Powiedziałam, że nie wiem, później wspomniałam o tobie a on zaproponował mi przyjście razem z tobą – zatrzymałam się na chwilkę – Jeśli nie pójdziesz ze mną, ja nie też nie pójdę – dokończyłam.
-Pójdę z tobą, stara – posłała mi ciepły uśmiech. - I tak nie mamy co robić wieczorem. Nikogo tutaj nie znamy.
-Ja znam. Jack i Kylie. Mieszkają na samej górze. Spotkałam ich w windzie. Naprawdę mili ludzie. Musisz ich spotkać.
-Zapewne zrobię to kiedy indziej. Dzisiaj idziemy do... sąsiada – uśmiechnęła się po raz kolejny.
-Cieszę się cholernie – powiedziałam sarkastycznie kontynuując drogę do domu.


____

PRZYPOMINAM O KOMENTARZACH BEZ KTÓRYCH NIE BĘDĘ DODAWAŁA KOLEJNYCH ROZDZIAŁÓW!
Minimum 25 komentarzy i pojawi się next <3
-Joan

wtorek, 9 września 2014

Rozdział 2

-Za dwa dni mamy pierwsze spotkanie z „Look” - powiedziałam podekscytowana wchodząc z powrotem do mieszkania.
Jessica w tym czasie rozpakowywała swoje rzeczy w salonie i słysząc to co powiedziałam, oderwała się od roboty, żeby bez słowa podbiec do mnie i rzucić mi się na szyję.
-Cholera, tak się cieszę! - rzuciła
-Sama się sobie dziwię, że akurat nas tam chcieli – uśmiechnęłam się i podałam list przyjaciółce. Ta usiadła na kanapie i pogłębiła się w czytaniu.
Weszłam do swojego pokoju mieszczącego się zaraz obok salonu i wyciągnęłam swoją walizkę. Nadal kipiała ze mnie ekscytacja ale niepokoiła sytuacja sprzed kilkunastu minut. Nie znam nawet jego imienia. Kim jest ten chłopak i dlaczego tak zależało mu na moim imieniu?
-Spotkałam tego kolesia – zaczęłam po chwili
-Jakiego kolesia? - zapytała mnie wstając z kanapy i wkładając papier do z powrotem do koperty. Podeszła do kuchni i wsadziła list do jednej z szafek opierając się o framugę drzwi w moim pokoju.
Popatrzyłam na nią do góry.
-Tego co w nocy nie dawał mi spać. Henry, czy jakoś tak – kiedy mówił mi swoje imię byłam za bardzo przerażona, żeby go słuchać i skupić się na jego słowach.
-Nie przejmuj się stara, to pewnie jakiś frajer – próbowała mnie uspokoić. Zauważyła zapewne moje przygnębienie.
-Zamknął mnie w windzie i poprosił o to, żebym powiedziała mu jak się nazywam. W innym razie by mnie nie wypuścił – wyjaśniłam nieco bardziej ze szczegółami
-Co, przepraszam? Zamknął cię w windzie? - zapytała z lekkim niedowierzaniem
-Tak właśnie – spuściłam głowę i kontynuowałam rozpakowywanie rzeczy.
-Ładny chociaż? - zapytała Jess. O dziewczyno, błagam cię!
-Mówię ci właśnie, że jakiś koleś którego imienia nawet nie pamiętam, zamknął mnie w windzie i ciągnął za włosy żądając mojego imienia a ty zamiast coś z tym zrobić pytasz czy jest ładny? - wyjaśniłam, choć nie bardzo wiedziałam czy Jessica ogarnęła wszystko co powiedziałam.
-Tak? - zapytała z uśmiechem – Jesteśmy w nowym mieście z nowymi ludźmi, oprócz pracy trzeba się bawić. Dziewczyno, chyba zauważyłaś czy jest przystojny czy nie
-Jest arogancki, to po pierwsze. A znając twój gust, spodobałby ci się – posłałam jej miły uśmiech.
Chłopak jest przystojny, jednakże jego charakter psuje całą jego aurę i moją opinię o nim. Słyszałam w jego głosie ten angielski akcent, zakładam się, że nie jest kanadyjczykiem.
-Wspaniale – dziewczyna klasnęła w dłonie i wyszła z mojego pokoju.
-Może pójdziemy na jakieś zakupy? - powiedziałam po chwili.
Mamy jakieś kanadyjskie drobniaki. Przed wyjazdem wymieniłyśmy w kantorze kilkanaście funtów, żeby móc jakoś tutaj wystartować i mieć na każde opłaty.
-Niezły pomysł, jestem strasznie głodna. Ubieraj się i zaraz wyjdziemy – rzuciła z powrotem.
Wyciągnęłam wyjściowe rzeczy i wrzuciłam je na siebie. Ubrałam krótkie spodenki i szeroką bluzkę na ramiączkach, wsadzając ją do szortów. Lato w tym roku w Toronto jest znakomite. Szkoda, że w Anglii nie możemy nacieszyć się takim słońcem. Po kilku minutach byłam gotowa. Wzięłam do ręki torebkę w którą wsadziłam portfel i założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne.
-Gotowa? - weszłam do salonu
-Chwileczkę – odparła wsadzając na tyłek spodenki
-Poczekam na dole – dodałam i otworzyłam drzwi od mieszkania wychodząc z niego.
Na piętrze było ciemno więc ściągnęłam okulary bo nic przez nie nie widziałam. Kliknęłam na guzik powołujący windę i weszłam do środka. W metalowym pomieszczeniu stały 2 osoby mniej więcej w moim wieku. Chłopak. Wysoki, postawny z przydługimi włosami i dziewczyna. Równie niska jak ja z kolorowymi włosami. Czubek jej włosów był niebieski natomiast w dół spadały na jej ramiona różowe kosmyki.
-Dzień dobry – powiedziałam do nich. Widziałam jak ich uśmiechy wzrosły patrząc się na mnie. Oboje mieli pogodne miny więc wywnioskowałam z nich, że są sympatycznymi ludźmi.
Zależy mi na nowej i pozytywnej opinii w okolicy. Nie chciałabym źle zacząć znajomości z sąsiadami.
-Obstawiam, że mieszkacie w tym bloku – uśmiechnęłam się do nich
-Tak. Mieszkamy na samej górze – powiedział wysoki brunet
-Jestem Samantha – podałam rękę w stronę dziewczyny, która natychmiast uścisnęła ją w przywitaniu.
-Kylie – powiedziała
-Ja jestem Jack – odezwał się chłopak
-Miło mi was poznać – zaczęłam – Ja i moja przyjaciółka Jessica wprowadziłyśmy się tutaj wczoraj. Mieszkamy pod 501
-501? - zapytał Jack
-Tak
-Jesteś sąsiadką psychola – oznajmił
-Zdążyłam już go poznać. Jest okropny
-Masz szczęście, że nie znasz go bardziej. Koleś ma strasznie nasrane w bani
Drzwi od windy otworzyły się a w pierwszej kolejności wyszedł z niej Jack.
-Nie pchaj się w znajomość w nim. To kompletny debil. - chłopak odwrócił się w stronę mnie i Kylie, która razem ze mną wyszła z metalowej powłoki. -Co chwile sprowadza sobie do mieszkania inną laleczkę. Jest bogaty, ma własną firmę a mieszka tutaj. - dodał
-Więc mam nadzieję, że nie będę miała z nim styczności – odparłam przeraźliwie.
-Oby – odezwała się Kylie.
Cholera.
W co ja się wkopałam?
-My idziemy na zakupy. Do zobaczenia – powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.
-Trzymajcie się – uniosłam lekko dłoń w celu pomachania im na pożegnanie.

Stałam w centrum niedużego holu kiedy mój wzrok powędrował na naszą blokową skrzynkę w której niestarannie był wsadzony biały liścik. Podeszłam do niej i wyciągnęłam kartkę z małej dziurki. Rozłożyłam ją bez obaw co jest w środku.
Kurwa mać.
Chce mi to wynagrodzić? Ale jak?
Dziewczynie w nocy też coś wynagradzał?
Obrzydziłam się na samą myśl o tym i schowałam liścik do spodenek. Zaraz potem zobaczyłam Jess wychodzącą z jednej z wind.
-Na naszym piętrze mieszka fajna dupeczka – uśmiechnęła się do mnie
-Niesamowite – udałam zainteresowanie i otworzyłam drzwi które prowadziły do wyjścia z budynku.
-Mówię serio. Spadły mi okulary jak zamykałam drzwi od pokoju a on je podniósł i mi podał. Ahh – Jessica podekscytowana ściskała swoje okulary w obu dłoniach.
Na myśl w tamtej chwili mi nie przyszło, że może chodzić tutaj o naszego nienormalnego sąsiada.